czwartek, 17 sierpnia 2017

Wakacyjna przygoda z polską firmą RESIBO ♥

Od dłuższego już czasu jestem fanką kosmetyków naturalnych, co nie znaczy, że odstawiam wszystkie inne. Czasami to właśnie te INNE, których skład mocno odbiega od naturalnych składników potrafią doraźnie uratować akurat moją skórę. Takie tez oczywiście posiadam. Zawsze jednak odkąd pamiętam bardzo ceniłam sobie już od szkoły średniej nasze polskie kosmetyki. W czasach szkoły średniej to właśnie Soraya, Ziaja czy Pollena głównie królowały w mojej kosmetyczce, zaś perfumy Pani Walewska czy też Być Może były namiastką luksusu :)

Wychodzę z założenia, że po co przepłacać mamy za markę zagraniczną skoro nasze rodzime firmy mają nam tyle dobra do zaoferowania. Obecnie polskie firmy wychodzą nam naprzeciw i nie dość że kosmetyki te są w składem świetne, to ich opakowanie również bardzo potrafi nas pozytywnie zaskoczyć swoim wyglądem.
Bardzo cierpliwie poszukuję kosmetyków idealnych do pielęgnacji swojej cery. Różnie z tym bywa bo był taki moment, że to 100% naturals - co mi bardzo pomagało, po dłuższym czasie użytkowania uczuliło i potem był tylko problem. A ponieważ jestem alergikiem nie wszystko co naturalne jest dla mnie dobre, dlatego czasami ratuję się też takimi,w których chemikaliów też trochę jest – staram się jednak ograniczać je do minimum.


Polskiej marce RESIBO przyglądałam się już od dłuższego czasu. To marka mająca w swoim asortymencie niewielką gamę organicznych 100% VEGE kosmetyków, powstałych na bazie naturalnych, specjalnie wyselekcjonowanych surowców pozyskanych przy użyciu najnowszych technologii. Wiele dobrego już o niej słyszałam, jednak ciągle jakoś nie mogłam zmobilizować się by w końcu coś zamówić. Dzięki uprzejmości Weroniki z RESIBO miałam możliwość przetestowania kultowego olejku do demakijażu, który rozpuszcza nawet wodoodporny makijaż oraz kojącego balsamu do ust.


Od prawidłowego oczyszczania twarzy tak naprawdę zaczynamy wszelaką pielęgnację cery, dlatego tak istotne jest to czym i jakim kosmetykiem to zrobimy. Wcześniej używałam do demakijażu wszelakich kosmetyków drogeryjnych, miałam nawet swojego faworyta z TK MAXX, ale ten po jakimś czasie zaczął mocno wysuszać skórę. Chusteczki jednorazowe też nie są dla mnie- na pewno są mega wygodne w podróży.
Cieszę się że to ten właśnie olejek jako pierwszy do testów pojawił się na mojej łazienkowej półce. Pojawił on się w momencie kiedy, moja cera była dość mocno poparzona i przesuszona słońcem. Potrzebowała wówczas idealnego mocnego nawilżenia i właściwie natłuszczenia – wtedy jedynym słusznym kosmetykiem do pielęgnacji twarzy była apteczna maść ochronna z witaminą A za kilka złotych (swoją drogą rewelacyjna jest przy wszelkiego rodzaju podrażnieniach i przesuszeniach cery – polecam dla osób z suchą skórą).  Jednak maścią makijażu nie zmyję.


Olejek do demakijażu RESIBO zapakowany był w bardzo sztywną wysoką tubę, którą potem można wykorzystać w różnoraki sposób – dziewczyny z RESIBO pisały nawet o tym na swoim blogu (Sposób na TUBĘ). Buteleczka z olejkiem posiada wygodną pompkę, która idealnie umożliwia dozowanie produktu. Zaś do całości opakowania dołączona byłą mięciutka ściereczka do zmywania produktu z twarzy.
W swoim składzie zawiera lniany olej, olejek manuka, olej z pestek winogron, olej abisyński i olej awokado potocznie zwany olejem 7 witamin (A, B, D, E, H, K, PP). Jest przeznaczony do każdego typu cery: suchą odżywia i nawilża zaś tłustą i mieszaną reguluje. Konsystencja tego olejku jest mocno oleista o żółtym i bardzo przyjemnym zapachu oleju lnianego połączonego z trawa cytrynową (tak czuje akurat mój nos. ;) Zaś tą właśnie oleistość bardzo uwielbiam.


Już po pierwszym użyciu olejek mnie nie rozczarował, może dlatego że jego konsystencja idealnie wpasowała się w moje gusta, lubię wszystko co oleiste, tłuste - nie lubię żelowych czy fluidowych „zmywaczy” do twarzy, które sprawiają, że skóra po nich jest ściągnięta i trzeba na szybko nakładać krem aby zniwelować to uczucie. Odstawiłam na jakiś czas wszelakie płyny micelarne i od mniej więcej 3 tygodni myję twarz wieczorem wyłącznie tym olejkiem – rano skóra jest pozbawiona makijażu więc cały rytuał trochę nie ma sensu. Do porannego mycia twarzy używam wyłącznie różanego toniku (własnej produkcji – o tym specyfiku napiszę Wam za jakiś czas).
Olejek do demakijażu używam w dwojaki sposób, na sucho i na mokro, w zależności jaki efekt chcę osiągnąć. Do demakijażu na sucho jak i na mokro wystarczą mi zaledwie niewielkie dwie pompki produktu, kolistymi ruchami nanoszę na twarz i masuję przez kilkanaście sekund. Jeśli chcę aby na twarzy pozostał „tłustszy efekt" zmywam wodą bez użycia dołączonej ściereczki, jeśli zaś chcę mieć twarz bez uczucia tego „tłustego filmu” zmywam makijaż za pomocą ściereczki. Należy pamiętać aby po codziennym użyciu ściereczki wyprać ja i wysuszyć. Ja robię to od razu po skończonym demakijażu i myję piorę zwykłym mydełkiem w płynie, po czym suszę. Następnego dnia ściereczka gotowa jest do ponownego użycia. 

Najbardziej w tym olejku lubię to, że faktycznie radzi sobie z wodoodpornym makijażem oczu przy czym nie szczypie i można podczas całego procesu zmywania mieć oczy otwarte. Po zakończonym demakijażu nie czuję żadnego dyskomfortu oczu. 

Producent obiecuje, że olejek "Usuwa wszelkie zanieczyszczenia, rozpuszcza sebum. Bez dyskomfortu zmywa nawet wodoodporny makijaż. Pozostawia skórę miękką i dobrze odżywioną".
Nie zawiodłam się.

Moja skóra po tym kosmetyku nie jest ściągnięta i przesuszona, odnoszę wrażenie że nawet jest bardziej gładka i aksamitna. Kiedyś na wyjazdy zabierałam ze sobą do demakijażu chusteczki jednorazowe, w te wakacje to mój jedyny kosmetyk do oczyszczania twarzy - zmywający makijaż choćby ten minimalny (tylko taki latem preferuję). Wyjeżdżając na urlop, musiałam tylko przelać olejek  w podróżną buteleczkę - wyrzuciłam zabezpieczenie pompki, przez co mógłby w walizce rozlać się. Na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć faktyczny jego kolor.


Drugim kosmetykiem jaki miałam możliwość testować to Kojący balsam do ust Perfector 3w1. 

Po tym akurat wiele się nie spodziewałam, bo balsam do ust to balsam do ust, nawilży, usta nie będą przez chwilę spierzchnięte - i tyle. Miłym zaskoczeniem zaraz po otwarciu był zapach, który przywołał mi zapach gumy balonowej z dzieciństwa. Można wąchać, wąchać i wąchać. No dobra -  ale to dopiero początek bo balsam okazało się, że rewelacyjnie odżywia spierzchniętą skórę ust i mocno ją regeneruje. Od zawsze miałam z tym problem i często zwykłą wazelina kosmetyczna była najbardziej pomocna - wszelakie pomadki i balsamy ochronne jakoś nie potrafiły zdziałać cudów.

 

Balsam utrzymuje się długo na ustach i podobno nawet uwydatnia czerwień ust, ale na to specjalnie nie zwróciłam uwagi bo mi bardziej zależało na tej regeneracji i wygładzeniu. Po użyciu balsamu śmiało teraz mogę używać pomadki nawet matowej, a usta nie sprawiają wrażenia suchych i ściągniętych. Sam balsam bardzo długo utrzymuje się na ustach, ma fajną taką gęstą konsystencję, która idealnie wypełnia usta.  Po długotrwałym używaniu (ja używam po kilka razy dziennie) śmiało mogę zacytować producenta, że efekt jaki daje ten kosmetyk "to wygładzone, nawilżone, pełniejsze i bardziej soczyste usta".


 Miłym zaskoczeniem był fakt taki, że w przesyłce znalazłam również próbki innych kosmetyków, min: kremu pod oczy, odżywczego i ultranawilżającego kremu do twarzy oraz odżywczego balsamu do ciała. Dlatego radość z testowania kosmetyków była tym bardziej wielka, bo miałam możliwość sprawdzenia innych równie fajnych (wśród kremów znalazłam nawet już swojego faworyta).

Powinnam dodać Wam że jestem bardzo zadowolona po tych około 3 tygodniach codziennego używania kosmetyków RESIBO.  Moja opinia jest całkowicie obiektywna i fakt taki, że podjęłam współpracę z marką , nie przekłada się na pozytywną opinię produktów.


Wiem już teraz że nie jest to moje pierwsze i ostatnie opakowanie olejku do demakijażu i balsamu do ust. Gdy tylko zużyję te produkty (olejkiem podzieliłam się z koleżankami) na pewno skuszę się na nowe opakowania, bo widzę ile dobrego zrobiły te produkty dla mojej skóry.

Miłym zaskoczeniem również po urlopie była kolejna przesyłka od firmy, tym razem do testów przyleciał do mnie Multifunkcyjny peeling do twarzy połączenie peelengu enzymatycznego z mechanicznym. Użyłam go już kilka razy, ale na jego recenzję musicie chwilę zaczekać, bo założyłąm sobie kilkunastodniowe systematyczne używanie tego specyfiku :)


Gdybyście miały ochotę więcej poczytać na temat kosmetyków tej polskiej marki to odsyłam Was na stronę RESIBO 
oraz zapraszam na instagramowy ich profil @resibobynature




2 komentarze:

  1. Marki nie znam, ale dzięki postowi przestała być mi obca.Olejek do demakijażu co prawda nie dla mnie , ale innym produktom warto się przyjrzeć.Ja nie robię mocnego makijażu ,więc z oczyszczeniem twarzy świetnie radzi sobie większość płynów do demakijażu.Nie przepadam za mleczkami czy płynami dwufazowymi właśnie ze względu na ich oleistość.Sama jednak filozofia naturalnych produktów jak najbardziej do mnie przemawia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zwróciłam uwagę jakiś czas temu na tą firmę i byłam bardzo ciekawa tych kosmetyków.
      Również nie robię mocnego makijażu, poranny zajmuje mi może 2 minuty :) podkład BB, tusz, cień w kredce, kredka do brwi i dwa machnięcia pędzlem po kościach policzkowych - ok 12 widać tylko tusz na rzęsach :)
      Ale moim problemem jest sucha skóra - ten olejek przy okazji demakijażu tego co zostało po całym dniu mocno natłuści i nawilży mi cerę. Dlatego ta oleistość jest dla mnie mega.
      Naturalne kosmetyki są fajne, ale mają też krótszy termin ważności, dlatego nie warto gromadzić zapasów.

      Usuń

DZIĘKUJĘ ZA TWÓJ KOMENTARZ :)