Pamiętam moment kiedy byłam w szkole średniej czy na studiach i przedświąteczna gorączka rozpoczynała się w okolicach 6 grudnia wraz z nadejściem Mikołajek. Wybierałyśmy się z dziewczynami na przedświąteczne zakupy, a może bardziej na szwędanie się po mieście (nie dysponowałyśmy wielką gotówką), bo ile wtedy mogła mieć studentka w portfelu - stypendium naukowe, jakiś socjal przy dobrych układach gdy w komisji stypendialnej miało się znajomego kolegę i inne zdobyte jakieś grosze. Z tego musiało starczyć jeszcze na kserówki książek, jakieś śniadanie i obiad, o kolacji nie wspominam - no i przede wszystkim na jakieś studenckie "wieczorne kulturalne życie".