niedziela, 2 września 2018

1 września 2018


Wrzesień to dla mnie od 10 lat szczególne magiczny czas. Część z Was wie dlaczego, a jeśli nie, to zachęcam do lektury mojego bloga.
Zawsze we wrześniu wracam w swoje takie miejsca, gdzie przyroda nieskażona cywilizację i przez najbliższe 50 albo i lepiej lat nikt nie zechce się tam osiedlić żaden człowiek. I dobrze.
Ilekroć przejeżdżam obok pewnego lasu zawsze zaglądam w taką "dziurę" w której jakieś 30 lat temu  budowałam ze swoimi wujecznymi braćmi szałas. Kilka lat wstecz resztki po naszych dziecięcych architektonicznych budowlach były jeszcze minimalne widoczne, dzisiaj zaś - to już tylko wspomnienie.
Ale jakże ono jest mocne.



Dlatego wracam tam zawsze we wrześniu (w tym szczególnie ważnym dla mnie - nas czasie, kiedy najpiękniej kwitną tam wrzosy, kiedy mogę uzbierać koszyk szyszek i żołędzi, kiedy najpiękniej zachodzi słońce przy zaniedbanym strumyku (który melioracji nie widział od lat - ale dzięki temu  jakie tam piękne kwiaty rosną). To właśnie też tam dalej w lesie - rosną czerwone muchomory w ilościach "jakich świat nie widział" :)

Co roku zabieram tam M. żeby pamiętał że to było moje miejsce. To taki nasz coroczny rytuał. Może kiedyś zechce pokazać swoim dzieciom. Byłoby fantastycznie :)






















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ ZA TWÓJ KOMENTARZ :)