Wrzesień to dla mnie od 10 lat szczególne magiczny czas. Część z Was wie dlaczego, a jeśli nie, to zachęcam do lektury mojego bloga.
Zawsze we wrześniu wracam w swoje takie miejsca, gdzie przyroda nieskażona cywilizację i przez najbliższe 50 albo i lepiej lat nikt nie zechce się tam osiedlić żaden człowiek. I dobrze.
Ilekroć przejeżdżam obok pewnego lasu zawsze zaglądam w taką "dziurę" w której jakieś 30 lat temu budowałam ze swoimi wujecznymi braćmi szałas. Kilka lat wstecz resztki po naszych dziecięcych architektonicznych budowlach były jeszcze minimalne widoczne, dzisiaj zaś - to już tylko wspomnienie.
Ale jakże ono jest mocne.
Dlatego
wracam tam zawsze we wrześniu (w tym szczególnie ważnym dla mnie - nas
czasie, kiedy najpiękniej kwitną tam wrzosy, kiedy mogę uzbierać koszyk
szyszek i żołędzi, kiedy najpiękniej zachodzi słońce przy zaniedbanym
strumyku (który melioracji nie widział od lat - ale dzięki temu jakie
tam piękne kwiaty rosną). To właśnie też tam dalej w lesie - rosną
czerwone muchomory w ilościach "jakich świat nie widział" :)
Co
roku zabieram tam M. żeby pamiętał że to było moje miejsce. To taki
nasz coroczny rytuał. Może kiedyś zechce pokazać swoim dzieciom. Byłoby
fantastycznie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
DZIĘKUJĘ ZA TWÓJ KOMENTARZ :)