piątek, 31 maja 2013

MoTyWaCjA

I chociaż  nie raz JEJ  "gadanie" mnie drażni, to jednak motywuje  bardzo, za co jestem jej wdzięczna.
Po raz pierwszy w życiu  podjęłam się wyzwania i robię to systematycznie.
CUD chyba !!! ALLELUJA !!!
Bo chociaż nie raz zaczynałam , chodziłam na aerobic i steep, baaaaa ...nawet biegałam - to zawsze kończyło się to tak samo.
Naoglądałam się metamorfoz  dziewczyn, które ćwiczyły z Ewką, i które są zadowolone.  Potem było niemal pół roku obiecywania sobie ,  no dobra ... od dzisiaj zaczynam, potem myśl dojrzewała, aż pewnego dnia włączyłam płytę, wskoczyłam w wygodny strój i zaczęłam.
Za mną kilkanaście treningów;
podjęłam się wyzwania, zaś  motywacja jest bardzo wielka
chcę jeszcze i więcej
i każdy kolejny trening to wciąż nowe wyzwanie

i nawet już te jej stwierdzenie "pośladek prrracujący  z wielkim naciskiem na r  tak nie wnerwia  mnie jak na początku ;) 

A czy któraś z Was też może dała się ponieść ćwiczeniom z Ewką? Macie jakieś spostrzeżenia? 



a między ćwiczeniami zdążyłam załapać się pewnego dnia w Rossmanie na - 40% taniej :)

Dobrego dnia wam życzę


sobota, 18 maja 2013

Z serca ... a cieszy najbardziej



... bo ważne jest mieć przyjaźnie takie prawdziwe - od serca
... bo ważne jest móc czasami wygadać się i nie być ocenionym
... bo ważne są każde przyjaźnie - te od piaskownicy, z lat szkolnych i te na odległość
... i każda z nich jest "inna"
... i każda z nich jest tak samo ważna


Czasami nie trzeba nam wiele by dobrze zacząć dzień -  wystarczy mail, sms, wirtualny uśmiech z życzeniami miłego dnia i  zwykłe ploteczki przy kawce.
I bywa też tak, że odczuwamy brak tych osób - tak na codzień, bo są na odległość.

A fajnie by było z JEDNĄ znów usiąść pogadać tak o wszystkim i na luzaka, pomilczeć gdy trzeba, zrobić szybki wypad na pchli lub urządzić sobie typowy babski shopping .
I fajnie też by było z DRUGĄ znów napić się tak beztrosko winka nad brzegiem Kortowskiego jeziorka i pogadać sobie o życiu, dzieciach, facetach - powspominać stare dobre Olsztyńskie czasy, a wieczorem skoczyć na szybkie  tańce.

Szkoda, że są tak daleko.

...
I miłym zaskoczeniem  jest  gdy listonosz wpada z rana niespodziewane - przynosi przesyłkę, a w niej niespodzianki wykonane dla mnie przez moje bratnie dusze.




 Prawdziwe HAND MADE, ręcznie i misternie wykonane ... z myślą o mnie i dla mnie :)
Takie właśnie niespodzianki lubię najbardziej, bo wiem że to z serca zrobione; bo wiem, ze komuś zależy.


Notesik od JEDNEJ z nich pełen przemyślanych inspiracji, w  klimatach które są mi bardzo bliskie, wertuję i myślę czym go dalej zapełnić - zwłaszcza że teraz mam oczy szeroko otwarte na wnętrza, dekoracje, tkaniny itd ... Intensywnie chłonę wszelkie inspiracje  więc notesik zapełni się szybko - tak po mojemu :)  Podsunęłaś mi też wspaniały albumowy pomysł :) wiesz jaki ;)

A druga Przyjaciółka  mieszkająca równie daleko wciąż nie daje  się namówić na założenie bloga, a ma tak cudny ogród, dom, pięknie odnawia i maluje meble - odkryła swój talent właśnie na wyspie. Chyba musimy jeszcze pogadać moja Droga  ;)
Dzięki Kochana za szydełkową podstawkę pod kubasek. Przyznaję się że zaskoczyłaś mnie szydełkowymi umiejętnościami.  Używam ... używam  i ją bardzo lubię - bo w sumie mam tylko tą jedną i  jedyną.

Buziaki wyspiarskie Przyjaciółki - takie od serca ;)
dla jednej Mili / dla drugiej Danka ;)












Miłego weekendu  życzę Wam wszystkim
Zapowiada się cudowny dzień !!!


Mili

środa, 8 maja 2013

Powrót do przeszłości

...  ubrana w białą bluzkę, czarną spódniczkę i  marynarkę, która kryła w sobie wiedzę od średniowiecza po XX-lecie międzywojenne powędrowałam na swój pierwszy egzamin dojrzałości.
Atmosfera napięta bo człowiek nie wiedział czego może się spodziewać, a typów co do tematów maturalnych z języka polskiego było tyle - ilu maturzystów mieszkających w internacie.
A było to 16 lat temu :)


 W ubiegłym roku przy okazji strychowych porządków znalazłam serwetkę, na której tuż przed wyjściem z sali gimnastycznej spisałam sobie na pamiątkę tematy maturalne. Ja pisałam o patriotyzmie- trafiłam w ten temat idealnie.
Że też ta karteluszka mi się zachowała - wnukom pokażę , a co :) 



Czas mija nieubłagalnie - i jak dziś pomyślę, że 16 lat temu po latach nauki w szkole położonej w szczerym polu za miastem (typ szkoły tego wymagał :), spakowałam walizkę i zamknęłam za sobą pokój nr 315 -  wydaje mi się jakby to było wczoraj.
Zatęskniłam za tą swoja szkołą z internatem, w której to spędziłam 5 lat swojego życia. 

Zatęskniłam za ...
 - pokojem 315 z pięknym widokiem na wiosenne rozlewiska Narwii ( mieszkalam w nim 5 lat)
- tzw. "odrabianką" od 16.00 do 18.30 i graniem na niej w karty,
- "dywanikiem" pani kierownik internatu gdy cos tam zmajstrowałyśmy/liśmy :)
- dyskotekami na stołówce,
- skrzydłem "na prawo" dziewcząt, skrzydłem "prosto" chłopców ;)
- nocnym wymykaniem się na imprezy ... czasami

Ech to były czasy ... szkoła ta w mojej pamięci zapisała mnóstwo wspomnień. To tu były pierwsze miłości i zauroczenia, które wraz z końcem szkoły miały swój finał.

Mówią- tęsknisz - to jedź ...
i pojechałam.
Dokładnie wczoraj w pierwszy dzień matur. Byłam o godzinie 9 rano i usłyszałam ten sam dzwonek jak przed laty, który zadzwonił i dla mnie w pierwszym dniu matury.
Wpadłam do szkoły jak intruz, bo tam cisza jak makiem zasiał, przypomniałam się Pani Woźnej, potem spotkałam obecnego Wice,  byłego Dyrektora, obecnego Dyrektora - w tle gdzieś tam przemknęła mi Pani od fizyki. I mimo że po szkole nikt obcy nie mógł się plątać, to jednak mnie potraktowano bardzo ulgowo. Dyrekcja była miła na tyle, że pokazała mi nowy sekretariat oraz pokój nauczycielski i  w telegraficznym skrócie opowiedziała co dizalo się na przestrzeni tych minionych lat. To były miłe rozmowy po latach i już niekoniecznie jak kiedyś "na dywaniku u dyrektora" ;)


W tych podartych jeansach jak malolata się poczułam - hahaa, i przypomiałam sobie jak taką koronkę i kolorowe kwiatki  kiedyś naszywałam na szkolne jeansy.  Prace krawieckie już wtedy na zajęciach praktycznych były moim  "KONIKIEM".










Oj dużo się zmieniło - wizualnie i kadrowo . Szkoła została odnowiona, a internat nie jest już zamieszkały w 100%. Funkcjonuje tylko jedno "skrzydło" dziewczyn - to na lewo :)  Internat w którym zamieszkiwałam znajduje się w obrębie zabudowań szkoły i niegdyś był zamieszkiwany przez dziewczęta i chłopców wyłącznie uczęszczających do tej szkoły. Potem trochę przyszło osób z zewnątrz, ale to były naprawdę jednostki, które można było policzyć na palcach u jednej ręki.


Dzisiaj w szkole uczy się zaledwie kilka dziewcząt – a kiedyś ponad 50% uczniów stanowiły dziewczęta. Było nas tam trochę i nawet typowo męski kierunek kształcenia nie przerażał nas. 


Pokusiłam się o zajrzenie przez szyby w drzwiach do klas i o dziwo ku mojemu zdumieniu tam niewiele się zmieniło. W większości sal pozostały te same meble, ławki, tablice i różnego rodzaju pomoce naukowe. Ależ to było uczucie ujrzeć to co było właściwie dokładnie 16 lat temu.

Ta sala do dzisiaj budzi moje przerażenie i nie tylko moje - matematyczna, brrr ... te same bryły, stoliki, tablica - zastanawiałam się czy będzie siedziała tam Pani Wiesia. Uff cóż za ulgę poczułam gdy jej nie zobaczyłam :) , chociaż prywatnie miła Kobieta ;)
Ale w IV TR dała naszej klasowej "jedensatce" zdrowo popalić tuż przed odejściem na bardzo długie praktyki. W las to nam nie poszło :) haha


Klasa od angielskiego, którego uczyła nas Pani Hanna wciąż taka sama. Siedziałam dokładnie w tej pierwszej ławce od okna przy samym biurku :)
I druga sala od angielskiego - Pani"BIZON". Taki człowiek ORKIESTRA z duszą podróżnika.
Rany  - co to była za kobieta.
Tekst w stylu - "no dobra Mrówy , będzie pięćiominutówa", rzucany tuż po jej wejściu do sali zapamiętam chyba na zawsze.  Ta kobieta zawsze była nieprzewidywalna - ale za to ją właśnie lubiliśmy wszyscy - lekcje z nią to zawsze były przygodą w nieznane.
Po lewej Produkcja Roślinna - po prawej Produkcja Zwierzęca ;)
Swoją pracę dyplomową pisałam właśnie z produkcji zwierzęcej bo ta jednak zawsze była mi bliższa niż wszelakie pestycydy i zboża ;) No i teraz wiem czemu niekoniecznie ogrodnicze moje umiejętności są bliskie zera. A trzeba było słuchać i notować, a nie o niebieskich migdałach myśleć patrząc w okno :) haha
A to sala od mechanizacji rolnictwa - tak tak, taki właśnie miałam przedmiot i śmiem donieść, że budowę kombajnu rolniczego, snopowiązałki, kosiarki, rozrzutnika miałam w 1 paluszku - haha - ze ściągą ofkors :)

I sala od Agrobiznesu znajdująca się tuż przy pokoju nauczycielskim.



Ależ obudziły się we mnie wspomnienia podczas tej wyprawy w przeszłość. Zatęskniłam  ... do tamtych lat i do tamtych ludzi.
Niewiele z nas utrzymuje ze sobą kontakty, chociaż tak naprawdę mieszkamy wszyscy dość blisko siebie - nieliczni wyjechali.
Kilka lat temu wraz z koleżankami organizowałam spotkanie klasowe, była nas garstka zaledwie 11 osób wraz z naszą Wychowawczynią - Ci którzy za granica rozgrzeszeni byli, jednak niektórzy chyba nie chcieli się spotkać.
Moje szkolne przyjaźnie przetrwały do dnia dzisiejszego. Było nas cztery. Cztery dziewczyny z jednej klasy. Jedna z nas  wyłamała się z paczki ... życie jej nie wyszło, oferowałyśmy pomoc, pomagałyśmy - materialnie i próbowałyśmy rozmawiać, tłumaczyć, radzić -ale też nie wyszło :(  To taka studnia bez dna.
 Jednak nie można też brać odpowiedzialności za czyjeś życie.

We trzy co jakiś czas spotykamy się, pamiętamy o swoich urodzinach i zawsze mamy o czym rozmawiać. I dlatego ten post chciałam zadedykować moim szkolnym Przyjaciółkom, z którymi czas spędzony jest prawdziwym balsamem dla duszy.

Moniko !!! Aniu !!! to dla Was też taka wycieczka w przeszłość.
Do szybkiego zobaczenia, mam nadzieję wkrótce.

A Wy drodzy Czytelnicy jak wspominacie swoje szkoły? Będzie mi bardzo milo jak zechcecie podzielić się ze mną wspomnieniami.

Ściskam Was mocno

Dorota



sobota, 4 maja 2013

HIPPETY"S Farm


Witajcie  majówkowicze - wypoczywacie?
ja własnie zaliczyłam poranną kawkę i snuję plany na resztę dnia.
Pogoda typowo "irlandzka" wypadałoby rzec, chociaż to "nasze polskie" niebo.
...
Wtedy też padało, od rana - ale nie przeszkodziło nam by spakować się całą gromadą w 2 auta i zrobić sobie całodniowy tour de Dublin.
W jednej z uliczek dostrzegłam uroczą , emanującą kolorem knajpkę - niczym nasz dawniejszy PRL-owski bar mleczny tylko w ZNACZNIE  ładniejszym wydaniu.

A z nieba kap kap - chciałoby się wejść, a Pan przed samym nosem zamknął nam drzwi bo organizował pewnie jakąś mini zamkniętą imprezkę. No szkoda. Nie pozostało nic innego jak przykleić nosek do szyby i podziwiać to miejsce przez szybkę.
Chcecie dowiedzieć się co kryje się za tymi magicznymi drzwiami z ceramicznymi ozdobami?



Knajpka jest bardzo kolorowa, dominują wesołe ceratki, a przy stolikach stoją krzesełka i każde z tzw. "innej pariafii" (stoliki również różne ;). Na suficie mnóstwo lamp w różnych kształtach, zaś na siedziskach przy ścianie piekne poduchy dla wygodnickich. Na ścianach dominują ręcznie malowane obrazy  w wiejskich klimatach - ma być wiejsko - taka jest idea tego miejsca.
Tulipan na kazdym stoliku - mi przypomina o naszych goździkach :)

Sami zresztą zobaczcie i oceńcie czy mielbyście ochotę napić się właśnie w tym miejscu kawy z mlekiem i zjeść jajecznicę od szczęsliwej kurki z farmy :)










Miłej majówkowej soboty Wam życzę

Mili