Ech... niczego nie można zaplanować . A miałam takie szerokie plany na urlop „robótkowo – rękodzielnicze”. A tu masz. Rozchorowało mi się Dziecię.
Powinnam dodać, że sama się do tego przyczyniłam. Jako że mamy XXI wiek i standardowo chociaż raz trzeba spędzić rodzinnie weekend (który zaczął się od czwartku) w centrum handlowym - tak i zrobiłam ja. Spakowałam Miłka, wózek i wszystkie niezbędne akcesoria potrzebne i w drogę – pomyślałam a co... niech chłopak świata „Wielkiego” trochę zobaczy.
No tak - oczywiście wypad jak najbardziej udany a portfele znacznie szczuplejsze.
Ale już tej samej nocy pojawiły się u Miłego wymioty.
No i złapał ten mój Ptyś w tym „Wielkim” świecie przez duże W jakiegoś paskudnego wirusa. Klimatyzacja i wielkie skupisko ludzi – zrobiło swoje.
Ciężko to biedulek znosił , wymiotował po każdym jedzonku, nie zdążyłam dobrze założyć mu jedno ubranko i już do zmiany było a do tego wysoka gorączka , non stop marudzenie, noszenie na rączkach i brak chumorku - w normalnej sytuacji to do niego nie podobne, gdyż chłopak aż tryska uśmiechem na lewo i prawo.
Pralka chodziła po kilka razy dziennie. Nie było mowy o jakichś przyjemnościach dla siebie – gdyż wszystko kręciło się wokół Niego.
Ale dziś już troszkę lepiej, Miłek już śmiał się, sam się bawił a na widok laptopa wpadał w niedoopisania zachwyt i aż mu rączki drżały do niego. To był znak, że wraca do zdrowia.
Jednak jestem wciąż ostrożna w podawaniu mleczka i innych smakołyków. Wciąż bierze antybiotyk i inne lekarstwa.
W związku z tym wybraliśmy się na dłuuuugi spacerek po rodzimych wiejskich dróżkach. Chłopak dotleniony, wypoczęty i radosny wrócił do domku i mam nadzieję, że już będzie dobrze.
W związku z tym wybraliśmy się na dłuuuugi spacerek po rodzimych wiejskich dróżkach. Chłopak dotleniony, wypoczęty i radosny wrócił do domku i mam nadzieję, że już będzie dobrze.
Jednak „Wielki” świat nie dla Niego. No bo to taki wiejski Chłopaczek.
Witaj.
OdpowiedzUsuńJa ze swoją Alą też się bałam gdziekolwiek do marketów jeździć. Byłam na tym punkcie przewrażliwiona, i dopóki chyba pół roku nie skończyła to nigdzie nie byliśmy. Może to i dobre było :). Z Anią raz byliśmy, ale tylko na pasażu, zjeść coś i szybko wychodziliśmy.
Jak się okazuje przezorności nigdy dość.
Fajnie, że synek do zdrowia wraca, bo chore dziecko to udręka. Nie dość, że marudne to jeszcze szkoda szkraba.
Trzymajcie się ciepło i z dala od marketów!
Pozdrawiam :)
Wiolu no własnie mi lekarz jak byłam z nim w sobotę na pogotowiu powiedział, że całkowitą odporność dizecko nabiera w wieku 3 lat. I żeby trzymać go z dala od tych skupisk ludzi.
OdpowiedzUsuńNo taka mała nauczka i tyle.
Buziaki dla Twoich pociech
Dobrze,że Miłoszek dochodzi już do siebie!Spacerek po świeżym powietrzu potrafi zdziałać cuda :)
OdpowiedzUsuńA w końcu to chłop i po galeriach handlowych łazić nie musi :P Zakupy są dla bab,o czym moja Lenka mnie przekonuje,bo nie mam z nią problemów wychodząc do sklepu.Lubi ten gwar,te światła.
Jak widać każda dzidzia inna,ale każda przesłodka i najukochańsza!!!
Ściskamy mocniutko Miłoszka i życzymy duuuuuuużo zdrówka,aby jego uśmiech towarzyszył Ci przez cały dzień.
Na maluszkach to ja się jeszcze nie znam więc specjalnie nie mam co się na ten temat wypowiadać :P Ale życzę zdrówka Szkrabowi :) Pozdrawiam i dziękuję za dane dotyczące lawendy, może zamówię jak mąż wróci, bo ja konta na allegro nie mam :/
OdpowiedzUsuń