poniedziałek, 13 lipca 2009

Urlop a choroba dziecka

Ech... niczego nie można zaplanować . A miałam takie szerokie plany na urlop „robótkowo – rękodzielnicze”. A tu masz. Rozchorowało mi się Dziecię.

Powinnam dodać, że sama się do tego przyczyniłam. Jako że mamy XXI wiek i standardowo chociaż raz trzeba spędzić rodzinnie weekend (który zaczął się od czwartku) w centrum handlowym - tak i zrobiłam ja. Spakowałam Miłka, wózek i wszystkie niezbędne akcesoria potrzebne i w drogę – pomyślałam a co... niech chłopak świata „Wielkiego” trochę zobaczy.
No tak - oczywiście wypad jak najbardziej udany a portfele znacznie szczuplejsze.
Ale już tej samej nocy pojawiły się u Miłego wymioty.
No i złapał ten mój Ptyś w tym „Wielkim” świecie przez duże W jakiegoś paskudnego wirusa. Klimatyzacja i wielkie skupisko ludzi – zrobiło swoje.

Ciężko to biedulek znosił , wymiotował po każdym jedzonku, nie zdążyłam dobrze założyć mu jedno ubranko i już do zmiany było a do tego wysoka gorączka , non stop marudzenie, noszenie na rączkach i brak chumorku - w normalnej sytuacji to do niego nie podobne, gdyż chłopak aż tryska uśmiechem na lewo i prawo.
Pralka chodziła po kilka razy dziennie. Nie było mowy o jakichś przyjemnościach dla siebie – gdyż wszystko kręciło się wokół Niego.

Ale dziś już troszkę lepiej, Miłek już śmiał się, sam się bawił a na widok laptopa wpadał w niedoopisania zachwyt i aż mu rączki drżały do niego. To był znak, że wraca do zdrowia.
Jednak jestem wciąż ostrożna w podawaniu mleczka i innych smakołyków. Wciąż bierze antybiotyk i inne lekarstwa.
W związku z tym wybraliśmy się na dłuuuugi spacerek po rodzimych wiejskich dróżkach. Chłopak dotleniony, wypoczęty i radosny wrócił do domku i mam nadzieję, że już będzie dobrze.
Jednak „Wielki” świat nie dla Niego. No bo to taki wiejski Chłopaczek.

4 komentarze:

  1. Witaj.
    Ja ze swoją Alą też się bałam gdziekolwiek do marketów jeździć. Byłam na tym punkcie przewrażliwiona, i dopóki chyba pół roku nie skończyła to nigdzie nie byliśmy. Może to i dobre było :). Z Anią raz byliśmy, ale tylko na pasażu, zjeść coś i szybko wychodziliśmy.
    Jak się okazuje przezorności nigdy dość.
    Fajnie, że synek do zdrowia wraca, bo chore dziecko to udręka. Nie dość, że marudne to jeszcze szkoda szkraba.
    Trzymajcie się ciepło i z dala od marketów!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiolu no własnie mi lekarz jak byłam z nim w sobotę na pogotowiu powiedział, że całkowitą odporność dizecko nabiera w wieku 3 lat. I żeby trzymać go z dala od tych skupisk ludzi.
    No taka mała nauczka i tyle.
    Buziaki dla Twoich pociech

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze,że Miłoszek dochodzi już do siebie!Spacerek po świeżym powietrzu potrafi zdziałać cuda :)
    A w końcu to chłop i po galeriach handlowych łazić nie musi :P Zakupy są dla bab,o czym moja Lenka mnie przekonuje,bo nie mam z nią problemów wychodząc do sklepu.Lubi ten gwar,te światła.
    Jak widać każda dzidzia inna,ale każda przesłodka i najukochańsza!!!

    Ściskamy mocniutko Miłoszka i życzymy duuuuuuużo zdrówka,aby jego uśmiech towarzyszył Ci przez cały dzień.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na maluszkach to ja się jeszcze nie znam więc specjalnie nie mam co się na ten temat wypowiadać :P Ale życzę zdrówka Szkrabowi :) Pozdrawiam i dziękuję za dane dotyczące lawendy, może zamówię jak mąż wróci, bo ja konta na allegro nie mam :/

    OdpowiedzUsuń

DZIĘKUJĘ ZA TWÓJ KOMENTARZ :)